Obraz przedstawiający Anakina z gwiezdnych wojen stanowiący mem

W dobie powszechnego dostępu do Internetu coraz więcej treści – filmów, seriali, gier czy książek – konsumujemy w formie cyfrowej za pośrednictwem serwisów streamingowych. Konsumenci często nie zdają sobie jednak sprawy, że kliknięcie przycisku „Kup teraz” na platformie takiej jak Amazon Prime Video lub Spotify nie oznacza trwałego nabycia kopii filmu, lecz jedynie licencji do jego oglądania. W praktyce oznacza to, że dostęp do zakupionej treści może być ograniczony czasem trwania umowy licencyjnej serwisu. Jak podkreśla amerykańska Federalna Komisja Handlu (FTC), to co klient otrzymuje po „zakupie” cyfrowego towaru, często bywa tylko licencją – i to z szeregiem ograniczeń ukrytych w regulaminie serwisu. Jeśli platforma streamingowa utraci prawa do danego filmu (np. wygaśnie umowa z dystrybutorem), film może po prostu zniknąć z biblioteki użytkownika, a wydane pieniądze nie zostaną zwrócone. Takie doświadczenia wielu użytkowników zniechęcają do serwisów cyfrowych – jak zauważa „The Guardian”, rozczarowanie ograniczeniami streamingu skłoniło wielu fanów popkultury do powrotu do nośników fizycznych. Ostatnie decyzje sądów i ustawodawstwo w USA ilustrują, że problem „własności cyfrowych” staje się coraz bardziej palący. Przykładem jest niedawny pozew zbiorowy przeciw Amazon Prime Video, o którym poinformowano pod koniec sierpnia 2025 roku.

Ograniczenia techniczne i umowne streamingowych serwisów sprawiają, że wielu użytkowników cyfrowych bibliotek traci poczucie kontroli nad swoimi „zakupami”. Jak podkreślają eksperci, transakcje takie prowadzą do sytuacji, gdy konsument otrzymuje tylko licencję na korzystanie z pliku – zwykle ukrytą w drobnym druczku umowy – a jeśli właściciel serwisu traci prawa do treści, jego własna licencja staje się bezwartościowa.

Rosnąca ochrona konsumentów – przepisy stanowe i ogólnokrajowe

Chociaż polityka licencyjna serwisów streamingowych jest powszechnie krytykowana przez użytkowników, prawo USA przez lata nie wprowadziło jednolitych regulacji ukierunkowanych na ochronę nabywców treści cyfrowych. Wspomniane prawo pierwszej sprzedaży działa przede wszystkim w sferze dóbr fizycznych. Z kolei w stanach cyfrowe dobre najczęściej są traktowane jako usługi z licencjami – co oznacza, że konsumenci muszą polegać głównie na uczciwości i przejrzystości sprzedawców oraz na ogólnych przepisach o ochronie konsumentów. FTC wielokrotnie zwracała uwagę, że brak jasnych regulacji w nowym modelu konsumpcji cyfrowej jest problematyczny, a firmy powinny bardziej transparentnie informować o ograniczeniach licencji.

Przełomem stała się jednak inicjatywa stanowa Kalifornii – w 2024 roku podpisano ustawę AB 2624 (dawniej AB 2426), która weszła w życie 1 stycznia 2025. Prawo to nałożyło nowe obowiązki na sprzedawców treści cyfrowych skierowane do konsumentów w Kalifornii. Zgodnie z tym prawem sklepy online oferujące treści cyfrowe muszą jednoznacznie wyjaśniać charakter praw nabywanych przez klienta. W szczególności zabroniono używania terminów „kup” lub „zakup” bez towarzyszącego ostrzeżenia o ograniczonej naturze licencji – jeśli użytkownik nie dostaje pełnej własności. Każda oferta z użyciem określeń sugerujących własność (np. “buy”, “purchase”) musi być poparta jawną informacją, że nabywca otrzymuje tylko licencję, którą sprzedawca może cofnąć. Na przykład Duane Morris LLP opisuje ten przepis wprost: sprzedawcy używający słów „kup” muszą wyraźnie stanowić, że klient otrzymuje licencję, a nie nieograniczone prawo do treści. Ustawa wymaga przy tym albo uzyskania świadomego potwierdzenia ze strony konsumenta, że rozumie on ograniczenia licencji, albo umieszczenia wyraźnego komunikatu przy samej transakcji – tak, aby nie można tego przeoczyć.

Przykładowo, w świetle kalifornijskiej regulacji sprzedawca cyfrowego filmu musiałby bezpośrednio na stronie potwierdzenia płatności zasygnalizować, że klient kupuje licencję mogącą wygasnąć (lub nawet zrolować oddzielne okienko z takim potwierdzeniem). Ustawa stanowi, że jej naruszenie stanowi czyn karalny i może skutkować grzywnami za nieuczciwą reklamę. Choć jest to prawo stanowe (dotyczące klientów z Kalifornii), jest ono postrzegane jako kamień milowy. Efektem „Stop Killing Games” – ruchu graczy protestujących przeciw odłączaniu gier online – była właśnie ta ustawa, wymuszona reakcja ustawodawców na przypadki cofania licencji dla konsumentów .

Warto także podkreślić, że poza Kalifornią amerykańskie organy ścigania i ochrony konsumentów mogą nakładać kary za praktyki uważane za nieuczciwe lub wprowadzające w błąd. Federalna Komisja Handlu (FTC) ma narzędzia, by ścigać firmy stosujące reklamy łamiące zasadę „uczciwego obrotu” (tzw. unfair or deceptive acts and practices – UDAP). Jej stanowisko jest takie, że wprowadzanie klientów w błąd co do charakteru zakupu cyfrowego mogłoby stanowić naruszenie tych przepisów, nawet jeżeli prawa autorskie nie dają konsumentom  pełnych gwarancji trwałości licencji.

Licencja kontra zakup – istota sporu

Aby zrozumieć spór wokół streamingowych „zakupów”, trzeba wyjaśnić podstawową różnicę między tradycyjnym zakupem a cyfrową licencją. Gdy kupujemy film na DVD lub Blu-ray, fizyczna kopia trafia na półkę, a my mamy nieograniczone prawo do jej odtworzenia w dowolnym momencie – nawet za kilka czy kilkanaście lat. Prawo własności i tak zwane prawo pierwszej sprzedaży w USA gwarantują, że możemy tę kopię odsprzedać lub wypożyczyć innej osobie. W przypadku dóbr cyfrowych sytuacja wygląda inaczej. W praktyce, jak tłumaczą eksperci, „zakup” cyfrowej gry czy filmu najczęściej oznacza jedynie nabycie licencji z określonymi ograniczeniami. Klient może uzyskać dostęp do utworu jedynie dopóty, dopóki platforma na to zezwala – nie jest to prawo trwałe ani nieskończone.

Porusza to także problem techniczny: prawo pierwszej sprzedaży chroni dotychczas właściciela fizycznej kopii, ale w wypadku plików cyfrowych nie ma mechanizmu bezpośredniego „przekazania” pliku bez utworzenia jego kopii. W słynnej sprawie Capitol Records vs. ReDigi (2013) sąd federalny w USA uznał, że prawo pierwszej sprzedaży nie obejmuje cyfrowych plików muzycznych – przesyłanie ich między użytkownikami wymagało nieuniknionego kopiowania, co wykraczało poza zakres pierwszej sprzedaży. W efekcie użytkownik, który kupuje utwór online, faktycznie zdobywa tylko prawo jego odtwarzania udzielane przez usługodawcę, a nie pełnię praw właścicielskich. FTC w poradniku dla konsumentów wyjaśnia więc, że kliknięcie „kup” na platformie często daje dostęp tylko do treści pod warunkiem aktywnego konta czy subskrypcji. Jeśli serwis lub firma utraci licencję na dane treści, nasze prawo do korzystania z nich bezpowrotnie wygasa .

Prawo w USA przyjmuje więc rozróżnienie: dobre cyfrowe zazwyczaj objęte są licencją, nie zaś pełnym przeniesieniem własności. W regulaminach sklepów czy serwisów często spotkamy klauzule mówiące, że użytkownik otrzymuje „niewyłączną, niezbywalną, bez możliwości dalszej sub-licencji, ograniczoną licencję” na odtwarzanie zakupionego utworu. W praktyce oznacza to, że konsument nie może swobodnie udostępniać, kopiować czy odsprzedawać cyfrowej treści – dostaje tylko możliwość jej użytkowania na platformie. Sami użytkownicy często przekonują się o tym przykro, gdy wykupione utwory „znikają” z ich kont lub stają się nieaktywne, a wydana zapłata nie jest im zwracana.

Pozew zbiorowy przeciwko Amazon Prime Video

W takim kontekście działa pozew, który w sierpniu 2025 roku złożyła przed sądem federalnym w stanie Waszyngton (Western District of Washington) konsumentka Lisa Reingold. Pozew zbiorowy (klasa konsumentów z Kalifornii) dotyczy przypadków kupna filmów i seriali na platformie Amazon Prime Video. Reingold zarzuca, że Amazon wprowadza klientów w błąd reklamując cyfrowe kopie jako „zakup” – pomimo że nie uzyskują oni pełni praw własności. Jak opisuje pozew, Amazon reklamował klientom możliwość „kupowania” treści, nie informując w przystępny sposób, że w praktyce nabywają oni jedynie ograniczoną licencję na dostęp do filmu.

Pozew cytuje zapisy regulaminu, które brzmią standardowo: klient otrzymuje „niewyłączną, niezbywalną, bez prawa do dalszej sublicencji, ograniczoną licencję” na strumieniowanie utworu . Według autorki pozwu taki stan rzeczy jest sprzeczny z intuicyjnym rozumieniem zakupu. W pozwie czytamy uzasadnienie porównawcze: jeśli ktoś kupuje fizyczne DVD Tramwaju z Madison (reż. Clint Eastwood), to „w pewnym sensie go posiada: może odtworzyć ten film za 5 czy 10 lat, bo krążek czeka na półce”. Tymczasem kupując ten sam film na Prime Video, użytkownik nie pobiera go ani nie „posiada”: dostaje tylko dostęp na serwerach Amazona, który trwa tak długo, jak długo Amazon ma prawa do tego filmu. Gdy te prawa wygasną, film może zniknąć z jego biblioteki cyfrowej, a wpłacone pieniądze nie są zwracane. Pozew wskazuje, że w przypadku wygaśnięcia licencji Amazon mógłby zastąpić film inną wersją („Director’s Cut” zamiast „Director’s Cut” czy wręcz zupełnie usunąć tytuł), co odbiega od postrzeganej przez konsumenta sytuacji posiadania nabytej kopii.

Co więcej, autorka pozwu argumentuje, że Amazon świadomie unikał wyraźnego informowania o charakterze licencji. Złożony dokument przywołuje nową kalifornijską ustawę o transparentności praw własności cyfrowej (Digital Property Rights Transparency Law). Zgodnie z tą ustawą, sprzedawcy dóbr cyfrowych muszą albo uzyskać świadome potwierdzenie od konsumenta, że rozumie on kupowanie jedynie licencji, albo zamieścić bardzo widoczny komunikat, że zakup oznacza licencję, nie zaś własność. Pozwana firma miała spełnić ten wymóg tylko w drobnym druczku ostatniego ekranu zakupu – napisem u dołu strony – co zdaniem powódki nie spełnia wymogów „wyraźnego i widocznego” oznaczenia. Pozew stwierdza, że Amazon wypełniał tę informację jedynie „ukrytą” czcionką na dole strony potwierdzenia, wśród tekstu innej wielkości i koloru.

Reingold chciałaby reprezentować wszystkich konsumentów z Kalifornii, którzy nabyli cyfrowe filmy lub programy telewizyjne na Amazon Prime Video. W pozwie Amazon oskarża się również o naruszenie lokalnych przepisów o konkurencji i ochronie konsumentów, takich jak kalifornijskie prawo o nieuczciwej konkurencji (Unfair Competition Law), ustawa o fałszywej reklamie (False Advertising Law) i ustawa o środkach ochrony konsumenta (Consumer Legal Remedies Act). Autorka domaga się m.in. odszkodowań, zwrotu nadpłaconych pieniędzy oraz nakazania Amazonowi jasnego informowania przyszłych klientów.

Rosnące zainteresowanie sprawą i możliwe konsekwencje

Pozew przeciw Amazon Prime Video zebrał już wiele uwagi mediów branżowych, ponieważ symbolizuje szerszy trend rosnącego niezadowolenia konsumentów ze sposobu, w jaki platformy traktują cyfrowe zakupy. Komentatorzy wskazują, że ta sprawa to w zasadzie jedna z pierwszych prób prawnych zbadania, czy działanie dotychczasowego modelu wynajmu/licencjonowania treści narusza zasady rynkowe i konsumenckie. W połowie 2025 r. podobna sprawa dotyczyła już innych firm streamingowych – dotychczas jednak regulacje dopiero nadążają za praktyką rynkową.

Przykładem, pokazującym że Amazon już miał podobne kłopoty, jest wcześniejszy pozew z 2020 roku o zbliżone treści. Fox Business informuje, że Amazon został pozwany w 2020 r. pod zarzutem, że nie uświadamia klientom, iż zakupione treści mogą zniknąć – i sąd odrzucił wtedy wniosek firmy o oddalenie sprawy, dopuszczając jej dalszy bieg . Fakt, iż już wtedy sąd uznał, że sprawa wymaga merytorycznego rozpatrzenia, sugeruje, że problemy konsumentów ze streamingowymi „własnościami” nie są nowe.

Obecny pozew może zmusić Amazon i inne serwisy do zmiany praktyk. Nawet jeśli sąd ostatecznie nie uzna, że klienci „posiadają” nabyte kopie (bo zgodnie z prawem otrzymali licencję), może nakazać większą transparentność form marketingu. W praktyce firmy mogłyby wprowadzić jasne ostrzeżenia przy zakupie, że nabywa się licencję, a nie fizyczny egzemplarz. Może to także wpłynąć na działania konkurencji – inni dostawcy treści cyfrowych (Apple TV+, Google Play, Vudu, Spotify itp.) zapewne bacznie obserwują tę sprawę.

Na polu legislacyjnym również mogą zachodzić zmiany. Sukces kalifornijskiej ustawy z 2025 r. może zainspirować inne stany do przyjęcia analogicznych przepisów. Przykładowo, firmy operujące w całych Stanach pozostają potencjalnie narażone na sankcje FTC za praktyki reklamowe łamiące przepisy antymanipulacyjne (UDAP). Na poziomie federalnym nie ma obecnie specyficznego prawa dotyczącego trwałości licencji cyfrowej, ale postulat wyraźnego regulowania tej materii pojawia się w dyskusjach branżowych.

W kontekście konsumenckim istotne może być, że ruch „Stop Killing Games” (protestujący przeciw wyłączaniu serwerów i odbieraniu licencji graczom) zdobył około miliona podpisów w Europie i wpłynął na legislacje m.in. w Kalifornii . Chociaż ta inicjatywa koncentruje się na grach, dotyczy szerzej problemu praw cyfrowych wideo, muzyki czy e-booków. Poruszono dzięki niej świadomość, że nabywane cyfrowe dobra mogą równie łatwo przepaść, jak serwery odebrane graczom.

Na razie ciężko przewidzieć końcowy skutek toczącego się procesu. Jego pierwsze wyniki (np. zezwolenie sądu na ruszenie pozwu) pokazały jednak, że sądy gotowe są rozważyć argumenty konsumentów co do wprowadzania ich w błąd. Nawet sama demonstracja rosnącego niezadowolenia społecznego i prawnego nacisku daje firmom sygnał, że mogą być zmuszone zmienić praktykę sprzedaży treści cyfrowych – np. poprzez jawne informowanie o licencji lub wprowadzenie innych form zabezpieczających konsumenta.

Na koniec warto zaznaczyć, że konsumenci w USA już odczuwają różnicę między „kupowaniem” a faktycznym nabyciem. Według analityków i prawników, w praktyce dla użytkownika cyfrowego tak naprawdę często nie ma możliwości samodzielnego przeniesienia lub ochrony zakupionego pliku bez udziału usługi. Wiele wskazuje na to, że dyskusja o „własności” w streamingu – zapoczątkowana m.in. przez ten pozew – może w najbliższej przyszłości zmienić sposób, w jaki firmy prezentują ofertę cyfrowych dóbr w USA.